Miłosz Fryzeł, Marsz w mrok – recenzja debiutanckiego kryminału
Osoby pracujące w branży marketingu internetowego są tak kreatywne, że praca na etacie zwyczajnie im nie wystarcza. Po godzinach sięgają po inne formy przekazu – piszą książki. Tak robię ja i Miłosz Fryzeł, kolega z działu SEO, który w październiku wydał swój pierwszy kryminał o tytule wzbudzającym dreszcze – Marsz w mrok. Byłam ciekawa, co też stworzył seowiec z Artefaktu, z którym mogę teraz w przerwie na kawę dzielić się wrażeniami i problemami z pisarskiego życia.
Marsz w mrok – opis fabuły powieści kryminalnej pióra Miłosza Fryzeł
Pewnej jesiennej nocy koło centrum handlowego Arena zostają znalezione zwłoki młodej kobiety. Ofiara ma poderżnięte gardło, a po miejscu zbrodni widać, że ostatnie sekundy jej życia nie były wcale przyjemne. Do akcji wkraczają doświadczeni wrocławscy śledczy: Julia Samarska i Daniel Delmer. Policjanci traktują sprawę jak każdą inną, nie przeczuwając, że przyjdzie im się zmierzyć z seryjnym mordercą z precyzją planującym każdy swój ruch. Dążąc do błyskawicznego zamknięcia dochodzenia, koncentrują się przede wszystkim na rozwiązaniu swoich osobistych problemów, które nie schodzą z pierwszego planu aż do momentu włączenia się zabójcy w ich życie prywatne.
Każdy nowy trop prowadzi śledczych do pytań pozostających bez odpowiedzi. Pojmanie pierwszego podejrzanego w ciągu zaledwie kilku dni wskazuje na ekspresowe zakończenie postępowania. Jednak gra pozorów dopiero się zaczyna, a Julia i Daniel nie mają co liczyć na szybką rozgrywkę z wrocławskim zabójcą. Zanim go pojmą, będą musieli zmierzyć się z własnymi słabościami, nieco nieumyślnie wykorzystywanymi przez inteligentnego sprawcę.
Marsz w mrok – recenzja pisarki kryminałów
Miłosz Fryzeł swoim kryminałem Marsz w mrok dorównuje najlepszym pisarzom gatunku. Akcja jest wartka, bohaterowie barwni, a klimat mroczny. W mojej opinii to dobry debiut, który zapowiada ciekawą serię kryminałów. Tak w kilku słowach mogę określić książkę kolegi z pracy. A co kryje się za szczegółami? 🙂
Bohaterowie Marszu w mrok
Miłosz wykreował dwóch głównych bohaterów, przedstawiając ich jako względnie dobrych policjantów osaczonych osobistymi problemami. Julia próbuje rozwiązać tajemnicę rodzinną sprzed lat, przez co zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością – nie je, nie śpi. To odbija się na jej pracy, za co obwinia się, kiedy morderca wygrywa prowadzoną z detektywami grę. Daniel z kolei jest zawieszony pomiędzy dwoma kobietami, które kocha – od żadnej nie potrafi odejść. Raniąc je, rani także siebie, za obarcza się winą namiętnie. Traci zapał do pracy, wypala się zawodowo. Bez trudu mógłby rzucić odznaką, jeśli tylko to pozwoliłoby mu odgonić wszystkie troski.
Pomimo nieco negatywnych kreacji czytelnik czuje sympatię do policjantów. Starają się wykonać dobrą robotę, nie klną za dużo, nie piją, słowem są bardzo porządni. Może aż za porządni jak na śledczych tworzonych na potrzebę powieści kryminalnej. To, czego mi zabrakło w charakterystyce postaci, to ich opisy. Oprócz szczątkowych informacji dotyczących wyglądu, które podrzucił Miłosz, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak mogliby wyglądać. Widzę ich tylko przez pryzmat sytuacji zawodowych – ich życie osobiste (szczególnie Julii) pozostaje poza zasięgiem czytelnika.
Ocena zagadki i intrygi kryminalnej
Zastanawiałam się dość długo nad tym elementem i muszę przyznać, że zagadka kryminalna w zasadzie nie występuje w Marszu w mrok. Czytelnik jest prowadzony krok po kroku, nie ma zwrotów akcji, po których czuje się dezorientację i zagubienie. Instynktownie wiemy, że w tle skrada się zabójca, ale nie zastanawiamy się, które z wchodzących na plan postaci grają jego rolę. Co prawda, pojawiło się kilka mylnych tropów, a fabuła powieści gdzieś od połowy przybrała zawrotnego tempa, ale nie jest to kryminał z mroczną historią z przeszłości rzucającą cień na popełnione zbrodnie. A takie książki lubię najbardziej, więc z tego powodu brakuje mi u Miłosza podwójnego dna oraz poczucia mindfucka.
Stosowane zabiegi językowe w kryminale Marsz w mrok
Ogólnie język powieści jest lekki i przystępny, ale pojawiające się od czasu do czasu (szczególnie na początku) zwroty wprawiły mnie w pewne zakłopotanie, które czuję, gdy ktoś opowie tzw. suchara. Frazesy typu w powietrzu pojawił się zapach braku szacunku dla klocków hamulcowych lub włosy miała niczym mokre drewno nie za bardzo przypadły mi do gustu. Wydają mi się przerysowane i za bardzo podkoloryzowane. Na pewno działają na wyobraźnię, ale nie wiem, czy wywierają takie wrażenie, jakie chciał wywołać u czytelnika Miłosz Fryzeł.
Wrocław to mój mały świat!
Zabawne, że choć Wrocław ma prawie 300 km², Miłosz osadził akcję swojego kryminału w miejscach, które dobrze znam i w których przemieszczam się na codziennie. Czy spojrzę na nie z innego punktu widzenia? Raczej nie. Nie będę bała się przejeżdżać rowerem przez Park Andersa, mimo że w Marszu w mrok wydarzyło się tam coś strasznego :). Niektórzy czytelnicy mówią, że lubią oglądać znane sobie miejscowości oczami pisarza. W zasadzie w tej książce nie ma rozległych opisów krajobrazów, co uznaję na plus. W związku z tym nie można spojrzeć na stolicę Dolnego Śląska z perspektywy Miłosza.
Marsz w mrok – opinia kryminału M. Fryzeł
Powieść Miłosza to naprawdę dobra pozycja. Kilku rzeczy mi tutaj zabrakło, lubuję się także w nieco innym typie kryminałów, z czego też wynika moja krytyka niektórych elementów. Z pewnością warto sięgnąć po Marsz w mrok, by poznać nieciekawy świat zbrodni kreowany przez Fryzeła. A jeśli wciągnie Cię on na maksa, od samego autora wiem, że będą kolejne części powieści. Nie rozstaniemy się tak łatwo z Julią Samarską i Danielem Delnerem.